dziś jest ten dzień

Nie, nie dziś. Był trzy lata temu w lipcu. A przynajmniej wtedy zrobiłam to zdjęcie. Czy był to dzień wesoły, smutny, przeciętny? Nie mam pojęcia. Udało mi się o nim zapomnieć. Na szczęście. Nic nie pamiętać to przekleństwo, ale niczego nie zapominać to przekleństwo jeszcze gorsze. Niemożność funkcjonowania. Niemożność życia do przodu. Głowa zatłoczona jak zapchany zlew, niczego więcej nie można do niej wrzucić.

Komputer alarmuje, że dysk pełny. Za dużo dokumentów, tekstów, zdjęć. Przede wszystkim zdjęć. Jeśli nie usunę części pamięci, nie będzie w stanie funkcjonować.

Dziś jest taki dzień, że nic, tylko zamknąć się w domu, zamknąć się w sobie, patrzeć na deszcz, słuchać muzyki bez słów, i usuwać te cholerne zdjęcia. Żal każdego okrucha. Jakość i wartość artystyczna żadna, ale każde kliknięcie „delete” jest jak amputowanie kawałka przeszłości. Kawałka siebie. Jak gdybym miała się rozsypać, jeśli nic już nigdy nie przypomni mi, że 30 lipca 2020 gapiłam się na chodnik, i znalazłam tam nabazgrany kredą napis.

Ale usuwać, na miłość boską, usuwać. Robić miejsce na nowe. Dużo ostatnio piszę, w nadziei, że papier będzie to wszystko dźwigał za mnie.

Rano, jadąc tramwajem do pracy, popatrywałam na siedzących, stojących tam ludzi, czytających, słuchających, z makijażem, bez makijażu, i tak dalej. Ilu z nich, zastanawiałam się, ilu jeszcze jest takich, dla których samo siedzenie w tym tramwaju jest małym cudem, wygraną bitwą przeciwko ciemności. Jak heroicznie nie poddali się chęci niewstania, niewyjścia, niepracowania, nieżycia. Ile ich kosztuje udawanie, że wszystko jest normalnie. Ilu żyje, jakby brakowało im kawałka siebie. Albo właśnie odwrotnie, jakby tych kawałków było już za dużo, tak dużo i tak ciężkie, że nie mogą oddychać, nie mogą się poruszać.

Oczywiście tylko spekuluję. Tylko podejrzewam, jak wszechobecna jest ta podstępna ciemność, ilu znajomym i nieznajomym kradnie radość życia. Na chwilę lub na zawsze. Oczywiście niczego konkretnego się nie dowiem, nikogo nie zapytam. Przyzwyczaiłam się odgradzać od współpasażerów podwójną ścianą – książka i słuchawki.

Wracam do domu i do syzyfowej walki z zapchanym dyskiem i jeszcze gorszą zapchaną głową. Nie będzie łatwego zwycięstwa, to nie będzie TEN dzień. Takich dni nie ma. Są drobne, nieznaczące zwycięstwa nad ciemnością. Chyba to jest najgorsze. Ona proponuje rozwiązanie łatwe i totalne. Bronić się można tylko fragmentarycznie. Kawałek po kawałku. Słowo po słowie. Zdjęcie po zdjęciu. Usuń. Usuń. Nie usuwaj. Zapisz.

Informacje o Natalia Wo

Krakowianka, obserwatorka, słuchaczka, czytaczka.
Ten wpis został opublikowany w kategorii obrazy, słowa i oznaczony tagami , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz